menu
Jesteś tutaj: Home / Dla Mieszkańca / Aktualności

Wywiad z Adamem Łapetą

Z pasją przez życie: Adam Łapeta

Wznawiamy nasz popularny cykl rozmów, bo mamy wyjątkowego gościa. Jest nim Adam Łapeta, pochodzący z Jastarni zawodowy koszykarz. Opowiedział m.in. o ostatnim sezonie, sytuacji związanej z przedwczesnym przerwaniem sezonu z powodu epidemii koronawirusa, czy wspomnieniach związanych z 10. rocznicą awansu Asseco Prokomu Gdynia do grona 8 najlepszych drużyn w Eurolidze.

Oskar Struk: Miniony sezon był wyjątkowy dla wszystkich, gdyż został przerwany z powodu epidemii koronawirusa. Jak wy zawodnicy przyjęliście tę decyzję, która została ogłoszona dość wcześnie?

Adam Łapeta: Musieliśmy to po prostu zaakceptować, dostosować się do sytuacji, bo w pewnym momencie zdrowie stało się najważniejsze i rywalizacja sportowa musiała zejść na dalszy plan.

- Jak ocenia Pan decyzję o grze w ekipie King Szczecin?

- Byłem bardzo zadowolony z przeprowadzki do Szczecina. Dobry sezon, profesjonalny klub. Bardzo fajną atmosferę zbudował trener Biela i pozostali zawodnicy. Pod tym względem był to udany czas.

- Jak na waszą postawę wpłynął fakt, że główny trener, Mindaugas Budzinauskas opuścił zespół w trakcie sezonu z powodu konieczności walki z chorobą?

- Nie baliśmy się tego, gdyż taka sytuacja miała już miejsce w przeszłości i zdawaliśmy sobie sprawę, że może się powtórzyć. Trener Biela też był na to przygotowany i podołał zadaniu. Wprowadził swoje rozwiązania taktyczne. Zaczęliśmy lepiej dzielić się piłką, co poskutkowało skuteczniejszą grą.

- Jak na waszą grę wpłynęły zmiany personalne, jakie zaszły w zespole w trakcie rozgrywek?

- Wpłynęły pozytywnie. Dołączył do nas rozgrywający wysokiej klasy, lubiący podawać. Wygraliśmy kilka meczów, zaczęliśmy czerpać radość z gry w koszykówkę. Był odpowiedni podział ról i czekaliśmy na ostateczne rozstrzygnięcia, czyli fazę play-off, gdyż byliśmy do nich dobrze przegotowani. Niestety przedwczesne zakończenie rozgrywek pokrzyżowało nam plany. 

Jak ocenia Pan swój sezon pod względem indywidualnym?

  - Sezon zawsze może być lepszy, ale te zmiany personalne, o których mówiłem wcześniej, wpłynęły pozytywnie również na moją grę, zacząłem się coraz lepiej odnajdować w systemie trenera i osobiście żałuję, że sezon został przedwcześnie zakończony.

- W środowisku koszykarskim dużo mówi się o rozliczeniach kontraktów z powodu zakończenia sezonu. Krzysztof Król, właściciel klubu ze Szczecina wymieniany jest jako wzór postępowania w tej sytuacji. Czy ta sprawa została załatwiona w satysfakcjonujący Pana sposób?

- Tak. Prezes normalnie się z nami spotkał i powiedział, jaka jest sytuacja, czego oczekuje oraz zaproponował swoje rozwiązanie, które było dla nas jak najbardziej do zaakceptowania. Obie strony podeszły ze zrozumieniem do obecnej sytuacji. W porównaniu z niektórymi klubami zachował się właściwie.

Jak zapatruje się Pan na temat przyszłości, która ze względu na panującą pandemię również w świecie sportu wydaje się niepewna?

- To prawda. Nie wiadomo, w jakim kształcie wystartują rozgrywki. Istotne będą również budżety poszczególnych klubów. Słyszałem już tyle wariantów, że przestałem się na tym zastanawiać, bo nie mm na to większego wpływu. Staram się natomiast dbać o swoją formę fizyczną.

No właśnie, jak w okresie pandemii utrzymać reżim treningowy. Wydaje się to być bardzo utrudnione?
-
Starłem się w ramach możliwości domowych przeprowadzać treningi. Raz dziennie wychodziłem pobiegać. Wiadomo, że profesjonalny sportowiec nie może przez kilka miesięcy leżeć na kanapie. Jest to bardzo niezdrowe dla organizmu. Cały czas trzeba utrzymywać rytm treningowy, żeby się nie zastać.

- W tym roku mija 10 lat od awansu Asseco Prokomu Gdynia do grona ośmiu najlepszych drużyn Euroligi. Jak wspomina Pan ten sukces, którego był Pan częścią?

- Patrząc z perspektywy czasu, to ogromnie go doceniam. To był piękny czas, mieliśmy super drużynę. Ja byłem wtedy młodym zawodnikiem, a i tak trener dawał mi szanse w wyjściowym składzie. Cieszyłem się z tego, że mogę grać na takim poziomie i toczyć pojedynki z najlepszymi zawodnikami w Europie na mojej pozycji. Było to ogromne przeżycie i wątpię, aby polska koszykówka klubowa w najbliższym czasie miała w ogóle szansę zbliżyć się do tamtego sukcesu.

- Jak dużą rolę w tamtym sukcesie odgrywał trener Tomas Pacesas, którego postać pomimo upływu czasu wciąż dzieli środowisko koszykarskie?

- Tomas był ciężkim trenerem, ludzie go lubią albo nie (śmiech). Jednak to właśnie taki trener był nam wtedy potrzebny, który złapie wszystkich za gardło, tupnie nogą i powie, kto ma co robić. Dysponował wtedy wielkimi gwiazdami i nie mógł dać wejść sobie na głowę. Tamten sukces w dużej mierze zawdzięczamy właśnie jemu.

-Skąd Pan czerpie energie do prowadzenia trybu życia zawodowego sportowca, które oprócz blasków posiada również cienie.

- Nie zawsze jest ta energia. Czasami wstaję rano i mówię sobie: mam dość, znowu to samo. Potem jednak idę na trening i znajduje w sobie motywację i przyjemność wraca, zwłaszcza jak się zagra dobry mecz i drużyna wygra.

Na zakończenie: czego można Panu życzyć?

Zdrowia, bo jak zdrowie będzie, to wszystko inne się ułoży.

 

 

 

autor zdjęcia Krzysztof Cichomski
źródło: oficjalna strona Energa Basket Ligi