menu
Jesteś tutaj: Home / Dla Mieszkańca / Aktualności

Wywiad

z Katarzyną Groniec

Katarzyna Groniec: Kluczowe jest ciągłe poszukiwanie nowych dróg inspiracji

Po wyjątkowym, walentynkowym koncercie zorganizowanym przez Miejski Ośrodek Kultury, Sportu i Rekreacji w Jastarni, Katarzyna Groniec opowiedziała nam m.in. o: wspomnieniu współpracy z Grzegorzem Ciechowskim, bagażu doświadczeń związanych  z muzyką oraz o konieczności ciągłego poszukiwania nowych dróg inspiracji.

Oskar Struk: Podchodząc chronologicznie do Pani twórczości,  należy zacząć od powstałej w 2000 roku płyty „Mężczyźni”, której producentem i autorem tekstów  był Grzegorz Ciechowski. Jak z perspektywy czasu wspomina Pani  tę współpracę?

Katarzyna Groniec: Kiedy poznałam Grzegorza,  od dziesięciu lat występowałam już w teatrze muzycznym. Nie mogę sobie przypomnieć szczegółów naszego pierwszego spotkania, ale na pewno odbyło się z mojej inicjatywy. Wcześniej nagrałam dwie płyty, które nigdy nie ujrzały światła dziennego, przede wszystkim z powodu problemów z produkcją. To wciąż nie było to, o co mi chodziło. Grzegorza bardzo ceniłam i podziwiałam, więc pomyślałam, że jeżeli się zgodzi, to będzie to moja ostatnia szansa na debiut fonograficzny.

-    Czy w związku ze współpracą z artystą o takiej renomie odczuwała Pani presję przed wydaniem debiutanckiego albumu?

- Presja była spora, ale z innego powodu. Byłam krótko po Grand Prix, pierwszej nagrodzie i Nagrodzie Dziennikarzy 18 PPA, uchodziłam za młodą - ambitną i bardzo chciałam tym oczekiwaniom sprostać.  Zresztą jestem takim człowiekiem, który się denerwuje wszystkim. Oczekiwano, że będę krzewić słowo, a ja miałam 25 lat i strasznie się tego bałam. Nie chciałam śpiewać głupich piosenek, ale miałam poczucie, że krzewienia też nie udźwignę. Głęboko to przeżywałam.

- Jak Pani bogata przeszłość aktorska pomaga w „ogrywaniu” koncertów, które w znacznym stopniu oparte są na ruchu scenicznym?

- Owszem, mam bogatą przeszłość, ale bynajmniej nie aktorską. Tzw. ruchu scenicznego używam od niedawna. Bardzo długo grałam koncerty właściwie nieruchomo, siedząc, w czerni. Potrzeba ruchu  narodziła się sama i pewnie jeszcze chwilę potrwa zanim zamieni się w jakiś inny środek wyrazu. Wciąż szukam, ewoluuję, próbuję odgadnąć swoje własne potrzeby, co po niemal trzydziestu latach w zawodzie wcale nie staje się łatwiejsze.  

-  Określiła Pani album „przypadki” jako przełomowy w kwestii muzycznej samoświadomości. Na czym polega jego wyjątkowy charakter?

-  To była moja pierwsza płyta autorska i kiedy już się na nią odważyłam miałam krótki moment zachwytu własną odwagą. Oczywiście, moment jak to moment, szybko minął i znowu bałam się jak dawniej. Została mi z tego czasu pamiątka w formie pisemnej o świadomości i przełomie na którą nabierają się dziennikarze i często o tę świadomość pytają. 

- Gdyby miała Pani namalować słowami portret swojego odbiorcy, to jakby on wyglądał?      

- Oczywiście możemy spróbować narysować tę postać. Miałaby spore uszy pomagające w podążaniu za tekstem. Musi ją cechować również wrażliwość charakteryzująca osoby lubiące słuchać historii niejednokrotnie mrożących krew w żyłach. Dobrze byłoby, żeby dysponowała również zmysłem syntezy, żeby poskładać do kupy poszczególne piosenki z obrazkami na wizualizacji, jeśli akurat wizualizacje są, i była skłonna zadać sobie pytanie o czym to było, czyli najprawdopodobniej każdy przeciętny licealista może się załapać.   

- Przejdźmy do aspektu technicznego Pani pracy. Na czym skupia się Pani w pierwszej kolejności przy nowych kompozycjach, słowach czy melodii?            

- Różnie to bywa, nie ma prostej recepty. Wiele piosenek zaczyna się od tekstu. Są również melodie, które do mnie „gadają” i wtedy tekst przychodzi naturalnie.

- Wsłuchując się w Pani muzykę,  można pokusić się o stwierdzenie, że nostalgia buduje przekaz. Czy ma ona charakter dominujący w Pani twórczości?

 - Bardzo lubię smutek, karmię się smutkiem. Zawsze byłam poważnym dzieckiem, dużo czytającym. Smutek jest dla mnie wielką inspiracją, ale nie jedyną.

- Jak na jakość koncertu wpływa energia miejsca, w którym Pani występuje?

- Kluczowym elementem w odbiorze jest publiczność, a raczej to czy jest między nami chemia.  Koncert robi publiczność. 

- Na zakończenie. Czego można Pani życzyć w kontekście dalszego muzycznego rozwoju?                 

 -  Żeby nie stracić ciekawości. Przez lata parę razy dochodziłam do ściany. Wtedy trzeba się odwrócić i zastanowić, co robić dalej. Życzyłabym sobie umiejętności odnajdywania nowych dróg inspiracji. Świeżości ciągłego stawania do zawodu. 

Rozmawiał Oskar Struk.